Czego nauczyłam się od #SZEFOWEJ?

Czego nauczyłam się od #SZEFOWEJ?

Pierwszą rzeczą, jaką sprzedaje w Internecie, jest skradziona książka. Osiem lat później ma firmę o obrotach ponad 100 mln dolarów. Sophia Amoruso. #GirlBoss. #Szefowa. Mało jest kobiet w biznesie, które budują firmy warte miliony zanim skończą 30 lat. Sophia Amoruso zrobiła to, zaczynając od sprzedaży używanych ciuchów na eBay’u, a potem tworząc @NastyGal. O swojej drodze od freeganki do CEO napisała książkę #GirlBoss, czyli #Szefowa. Książka ma dwie warstwy. W pierwszej z nich Sophia opisuje rozwój firmy, którą stworzyła. Od sprzedaży używanych ciuchów na eBay’u do modowego imperium z wierną rzeszą fanek. Pracowała dużo, bardzo dużo i jeszcze więcej. Kierowała się prostą zasadą, żeby sprzedać drożej, niż się kupiło. Od początku postawiła na dobre zdjęcia, wyjątkowe stylizacje i sprawdzanie, co najbardziej podoba się klientkom. Uwielbiała adrenalinę towarzyszącą obserwowaniu swoich aukcji. Na przykład znajdowała w sklepie z używaną odzieżą żakiet Chanel, za który płaciła 8 dolarów. Podawała 9,99 jako cenę początkową aukcji, a sprzedawała za ponad półtora tysiąca. Kiedy nie zajmowała się wyszukiwaniem ubrań, siedziała przed komputerem dodając znajomych do swojego konta na MySpace.com. To były początki mediów społecznościowych i niezwykła okazja dla Sophii, żeby być blisko swoich klientek i mieć darmowy marketing. Po każdej aukcji wrzucała o niej informację na MySpace i robiła wpis na blogu. Odpowiadała na wszystkie komentarze. Sesje zdjęciowe robiła przed domem, modelkom płaciła kupując im hamburgera. Sama robiła stylizacje i obróbkę zdjęć i opisywała ubrania z uwzględnieniem wszystkich skaz. „Stanowiłam jednoosobową linię montażową”. Tak było przez półtora roku działania na eBay’u, dopóki nie zawiesili jej konta. Wtedy była już gotowa działać samodzielnie. 13 lipca 2008 roku ruszyła Nasty Gal Vintage. Cały towar został sprzedany jednego...
Kwestia nastawienia

Kwestia nastawienia

Jakiś czas temu byłam w radiu, żeby opowiedzieć o Klubie Przedsiębiorczych Mam. W czasie tej rozmowy zauważyłam, że moje postrzeganie świata wyraźnie różni się od tego, jak go widzi mój rozmówca. On mówił o braku żłobków i przedszkoli, kulturowych normach zmuszających mamy do siedzenia w domu z dzieckiem, braku perspektyw. Ja skupiałam się na przedsiębiorczości i proaktywności, szukaniu możliwości, tworzeniu sobie sieci wsparcia. Miałam wrażenie, że mój sposób myślenia jest jakby z innego świata. Takiego w którym dominuje obfitość, a nie brak. Gdzie nie marnuje się czasu i energii na narzekanie, ale stawia cele i krok po kroku je realizuje – w ramach tego, co możliwe w danej sytuacji. Gdy myślę o świecie przez pryzmat obfitości, zaczynam inaczej postrzegać rzeczywistość. Na przykład zamiast problemów skupiam się na szukaniu rozwiązań. Koszty stają się inwestycjami. W miejsce ryzyka pojawiają się możliwości, a zamiast ograniczeń pojawia się kreatywne działanie w ramach tego, na co mam wpływ. Co mi daje taki sposób myślenia? Działanie, zamiast narzekania. Odzyskiwanie mocy. Budowanie poczucia wpływu na swoje życie....
mniej.

mniej.

Od podstawówki chodzi za mną pytanie „mieć, czy być”. Im jestem starsza i lepiej znam siebie i co mnie uszczęśliwia, tym bliżej mi do „bycia”. Coraz bardziej lubię minimalizm i świadome ograniczanie niektórych stref życia do minimum. Dlatego z ciekawością sięgnęłam po książkę Marty Sapały „mniej„, która opisuje Rok Bez Zakupów. Bohaterowie: kilka rodzin z różnych części Polski i jedna z Islandii. Wyzwanie: nie kupować (oprócz rzeczy naprawdę niezbędnych). Przez rok. „mniej” to książka o braku zakupów, o konsumpcji i antykonsumpcji, o minimaliźmie i minimum egzystencji. I o tym co się dzieje, gdy przestajemy kupować – z zawartością portfela i konta, z naszymi zachowaniami, myślami, nawykami i relacjami. Jaka była reakcja otoczenia? Kto i co pomagało? Co przeszkadzało? Jakie nowe nawyki powstały, jakie stare odeszły? Co się na dłużej zmieniło w życiu bohaterów po Roku Bez Zakupów? Czytając tę książkę możemy nie tylko na chwilę zajrzeć do cudzych mieszkań, talerzy i portfeli. Możemy zrobić mini eksperyment na sobie – wyobrażając sobie: Co jest mi tak naprawdę niezbędne do życia? Jak mogłabym przeżyć nie kupując? Jak ja zachowałabym się w podobnej sytuacji? Gdzie są moje granice? Które z nich jestem w stanie przekroczyć, a które nie? Książkę tę można potraktować także jako przewodnik po alternatywach dla konsumpcji. Poznać wymiennik.org, homeexchange.com, couchsurfing.com, swapmnie.pl, thingo.pl, bookcrossing.pl, bankczasu.org i wiele innych. „Bo to jest tak, że raz dajesz ty, a raz – ja. Potrzebujesz czegoś? Zapytaj mnie, czy tego nie mam.” A Ty – potrzebujesz?...
Jak pokonać strach?

Jak pokonać strach?

W czasie obfitującym w noworoczne postanowienia warto wiedzieć, co sprawia, że większości z nich nie dotrzymujemy. I co zrobić, aby jednak wdrożyć zmianę, na jakiej Ci zależy. We współczesnym świece źródłem strachu nie są realne zagrożenia, typu atak lwa, tylko nasze myśli. Tak, nasze MYŚLI. Czasem są to myśli dotyczące rzeczywistości. Jednak często okazuje się, że większość spraw, których się boimy, nigdy się w rzeczywistości nie wydarzy. Zatem sposobem na przezwyciężenie strachu może być zrozumienie mechanizmu powstawania lęków w naszym umyśle, a potem ujarzmienie … umysłu. Bo pojawianie się myśli generujących lęki jest nawykiem, który można zmienić – jak każdy nawyk. Czego dotyczą nasze lęki? Najczęściej trzech spraw: 1. UTRATY tego, co mam. 2. PROCESU osiągania celu, bo po drodze do celu mogą się pojawić trudności. 3. REZULTATU, bo kiedy dojdę na swój wymarzony szczyt może mi się tam wcale nie podobać tak, jak się spodziewałam. Pierwszy rodzaj lęku dotyczy UTRATY. Kiedy chcę osiągnąć cel zazwyczaj oznacza on zmianę. Zmiana to pojawienie się czegoś nowego. Aby zmieścić to nowe, coś starego musi odejść. Gdy chcę zacząć ćwiczyć, mniej mam czasu na inne sprawy. Gdy mam zdrowo się odżywiać, odstawiam to, co mi szkodzi. Gdy chcę zmienić pracę na nową, ze starą się żegnam. I tu jest miejsce, w którym rozkwita ten lęk. Wraz ze starym i znanym mogę tak wiele stracić: komfort, wygodę, poczucie bezpieczeństwa. Dlatego lęk przed utratą tak skutecznie potrafi zniechęcić do zmiany. Drugi rodzaj lęku dotyczy PROCESU. Osiąganie celu może być momentami trudne i nieprzyjemne. Wymaga wyjścia ze strefy komfortu i zrobienia czegoś nowego, innego – a wszystko co inne i nowe jest postrzegane przez starą część naszego...
O dwóch dywanach

O dwóch dywanach

Dzisiaj będzie historia o dwóch dywanach. Właściwie to dwie historie. Właścicielką pierwszego dywanu została jedna moja ciotka wiele lat temu, gdy był to towar deficytowy. Dostała go w prezencie. Od swojej mamy. Ich gusta były, delikatnie to ujmując, różne. Ciotka oczywiście prezent przyjęła i w swoim salonie go rozłożyła. Widok ten jednak bolał ją bardzo. Bardzo. Nie umiała jednak tego powiedzieć swojej mamie. Uczyniła zatem coś w rodzaju kompromisu, który przez długi czas funkcjonował doskonale, jednak na końcu okazał się zgniły. A oto co zrobiła ciotka: zwinęła dywan i postawiła za szafą, a gdy zbliżała się wizyta mamy – rozkładała go na podłodze w salonie. Wydawało się to układem idealnym. Na co dzień nie musiała na drażniące ją wzorki patrzeć, a mama była zadowolona. Przy każdej wizycie nie mogła się napatrzeć na dywan, bo taki piękny i tak dobrej jakości, bo ciągle wygląda … jak nowy. Niestety koniec tej historii jest mniej piękny, bo pewnego razu mama wpadła z niezapowiedzianą wizytą i cała sprawa się wydała. Awantura, łzy itd., itp. Drugi dywan inna moja ciotka kupiła sobie sama. Wiele lat po historii pierwszej ciotki, na wiosnę, gdy cały świat się odradza, a wraz z nim my same mamy ochotę coś w swoich domach odświeżyć, wymienić, wyremontować. Ciocia, osoba bardzo praktyczna, mając psa i podwórko oraz gromadkę wnucząt, szukała dogodnego terminu na rozłożenie dywanu. Wiosenne roztopy, a potem deszcze robiące z podwórka kałużę, nie były dobrym czasem, bo pies może pobrudzić dywan błotem. Wakacje, gdy przyjeżdżają wnuki, lepiej przeczekać, aby soczki, zupki i … inne takie brudziły stary dywan, nie nowy. Jesienne słoty też nie były dobre, ani tym bardziej...