Zaniemówiłam… dosłownie.
Straciłam możliwość mówienia.
Porozumiewam się na migi, czasem szeptem, czasem pisząc co chcę przekazać (w bezpośrednim kontakcie). Dziś już sobie przygotowałam nawet taki pliczek kartek i długopis. Brakuje mi tylko tabliczki na szyi jak u głównej bohaterki filmu „Fortepian” 😉
Ciekawe przeżycie :)))
To mi dało możliwość docenienia jak cudownie moje migdałki funkcjonowały przez kilkadziesiąt lat (sic!). Na co dzień przecież zupełnie nie pamiętałam, że je mam i jak fantastycznie funkcjonują.
A tu proszę – taka niespodzianka.
Nawet nie wiedziałam z iloma innymi częściami ciała są powiązane.
Teraz czuję to dokładnie. Wystarczy że chcę ruszyć szyją lub przełknąć cokolwiek i … naprawdę czuję, że żyję! Oj czuję.
Ludzie, których spotykam są nieco zdezorientowani, zupełnie ich to wybija ze standardowego trybu komunikacji z drugim człowiekiem. Dzieci nie do końca rozumieją, czemu mama przerzuciła się na takie różne dziwne miny i gesty. A mąż chyba zadowolony, bo mu nikt wieczorem błogiej ciszy nie zakłóca… No sielanka po prostu 😉
Podziwiam tych, co tak mają przez cały czas. No i małe dzieci, które jeszcze nie nauczyły się mówić. Nawet nie śniłam ile oni muszą włożyć pracy w to, by druga strona zrozumiała ich przekaz, a nie to co sama sobie wymyśliła…
No i jestem wdzięczna, że to tylko migdałki, a cała reszta działa wręcz cudownie!
Mimo tak wielu plusów jednak Ci takiej sytuacji nie życzę.
Zdrowia!
Ostatnie komentarze